Od rana leje jak z cebra , postanawiam więc zrobić sobie dzień dziecka i zostaje w Mossburn.
Podjąłem ostateczną decyzje o odpuszczeniu sobie Milford Soundu .Żeby zdążyć na samolot musiałbym te 4oo km machnąć w 3 dni a przy tym uksztaltowaniu terenu i moim tempie nie dał bym poprostu rady.Rozpatrywałem też opcje żeby w jedna stronę jechać busem a wrócić rowerem ale wtedy wyprawa straciła by swoj rowerowy charakter a tak zalożyłem sobie na początku że nie będe korzystał z żadnych innych środków transportu.Caly dzień padało skoczyłem więc do wioski znalałem jedno miejsce z internetem , wysyłałem więc mejle do Patrycji i znajomych.Zobaczylem co się dzieje u innych rowerowych travelersów z Polski którzy podróżowali tu miesiąc wcześniej a z którymi zamierzałem się gdzieś po drodze trafić.Podaje ich strone bo ich wyprawy są naprawde imponujące www.acn.waw.pl/pawelp/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz