czwartek, 18 grudnia 2008

piątek, 1 sierpnia 2008

Nowa Zelandia w magazynie ''Rowertour"


W sierpniowym wydaniu magazynu Rowertour ukazał się tekst ze zdjęciami z mojego Nowo Zelandzkiego tripa;-)

poniedziałek, 12 maja 2008

Sprzęt




Wielu ludzi myśli że żeby jechać na koniec świata to trzeba mieć niewiadomo jakiej klasy sprzęt.

Ja jechałem na 12 letniej stalowej ramie reszta komponentów tez była średniej klasy .

Poniżej przedstawiam listę sprzętu:

Namiot :Tadpole 23 firmy The North Face - rewelacyjny łatwo się rozkłada bardzo lekki i przestronny dla 1 osoby choć na wyprawie pękła guma łącząca rurki ze sobą no i opos wygryzł w nim dziurę :-).

Przyczepka amerykańskiej firmy Bob trailers http://www.bobtrailers.com/

Zakupiłem ją 5 lat temu w Czechach w Polsce nie osiągalna.

Bardzo dobra konstrukcja , wiele osób rowerzystów ale nie tylko pytało mnie podczas wyprawy jak się znią jedzie.Na prostej drodze prawie się jej nie czuje dopiero na podjazdach znacznie zaczyna odczuwać się jej ciężar Ja miałem prawie 30kg.Dlatego uważam że dużo lepiej się sprawdza na wyprawach gdzie przeważają płaskie odcinki .

niedziela, 11 maja 2008

Podziękowanie

Chciałem tutaj podziękować wszystkim tym którzy przyczynili się do tego że moje marzenie nabrało realnego wymiaru.
Mojej rodzinie szczególnie mojej żonie Patrycji za to ze dzielnie znosiła trudy rozłąki oraz że wspierała mnie duchowo podczas wyprawy.
Bratu Wojtkowi za transport mnie i roweru do Warszawy .
Jackowi Inglotowi z Lublińca za doskonałe przygotowanie roweru do wyprawy i za cenne rady. Rodzinie i znajomym którzy trzymali kciuki za pomyślność wyprawy :-)!!!!
Wszystkim sympatycznym ludziom których spotkałem po drodze!!!

Dziękuje z całego serca !!!
Artur

Zakończenie

Po powrocie z Kiwusowa mam w sobie jedno uczucie które we mnie zostało.Ciesze się że mieszkam w Europie!!!.Wokół Nowej Zelandii jest w Polsce dużo mitów i nie prawdziwych informacji.Żeby nie być gołosłownym zapraszam na stronę ludzi którzy podróżowali przededemną ta trasą rowerami jakiś miesiąc wcześniej i potem jeszcze na Wyspie Północnej w sumie ponad 5000km w NZ rowerami www.wyprawa.vox.com
Ich opinia na temat Nowej Zelandii jest jeszcze bardziej drastyczna od mojej.:-)
Generalnie uważam swoją wyprawę za "prawie udaną" przed wyprawą zakładałem dotrzeć do Milford Soundu i do Nugets Point .Ale z kilku powodów mi to nie wyszło .
Sama Nowa Zelandia jest piękna ale mnie na kolana nie powaliła gdybym wcześniej nie podróżował np po Norwegii , Alpach lub gdybym w ogóle wczesnej nie podróżował pewnie tonął bym w ochach i echach .
Podróżowanie rowerem ma to do siebie że widzi się wszystko jak na dłoni nic się nie da ukryć.
NZ nie jest ani krajem nowoczesnym ani bogatym .To widać na każdym kroku.Nowo Zelandzkie wsie to temat na ciekawy artykuł :-)Generalnie uważam że nie różni się aż tak wiele od Polski (jest bogatszy dużo bardziej ucywilizowany) choć w Polsce ludzie mieszkają w dużo wiekszych domach i na polskich drogach jezdzi dużo więcej "lepszych bryk" niż w NZ . Przynajmniej na Południowej Wyspie na której byłem.Patenty w męskich kiblach z sikaniem pod ścianę na długo pozostaną w mej pamięci:-) ( ostatnio coś takiego widziałem będąc na Ukrainie pod koniec lat 80:-)Generalne wrażenie jakie mi pozostało jest oczywiście pozytywne , piękne parki narodowe , piękne góry , ludzie na ogół sympatyczni i uśmiechnięci choć nie zawsze.

14 , 15 , 16 Marzec Christchurch-Sydney-Singapur -Londyn-Warszawa

Sigapur lotnisko Changi
Australia
Qantas" Spirit of Australia"- linia która leciałem aż do Londynu
Moje bambetle




CHC
CHC

CHC
CHC

Spędzam 2 dni w Chrictchurch szwendam się to tu tam , kupuje pamiątki dla rodziny .Próbuje załapać klimat miasta.:-)
Na kempingu obok mnie śpi koleś Nowo Zelandczyk który był w PL w latach 80 tych pyta mnie czy się coś u Nas poprawiło od tego czasu mówię mu że Pl jest w EU i to jest bardzo dobre dla Nas.
Załatwiam sobie jeszcze w sklepie rowerowym karton na rower.Koleś ze sklepu daje mi go za darmochę.
I takim sposobem 15 marca ruszam rowerem w ostatni 10 km odcinek jaki dzieli mnie od lotniska.
Po dotarciu na lotnisko dziękuje mojemu wiernemu towarzyszowi ( głaszcząc go ) że mnie przez te prawie 2000km tak dzielnie niósł :-) bez żadnej awarii!!! ( oprócz połamanego siodełka) :-)
Rozkręcam rower do kartonu mam jeszcze 4 godz. do odlotu wiec robię to powoli.
Po odprawieniu bagażu przechodząc przez bramkę gdzie są sprawdzane karty pokładowe , pani która mi to sprawdza nagle widząc mój paszport odpowiada mi po polsku !!!:-) hehe
Ucinam z nią kilku zdaniową pogawędkę okazuje ze jest tu od 4 lat i pochodzi z okolic Zielonej Góry!!:-))
Do Australii lot przebiega planowo , po wyładowaniu samolotu w Sydney okazuje się że samolot do Singapuru/Londynu ma 8 godzinne opóznienie wiec dostaje talon na papu do restauracji.
Czas na lotnisku płynie wolno dodatkowo jest upalnie jak to w Australii :-)
Na lotnisku spotykam też 2 Aborygenów , a juz myślałem że nie zobaczę ich a bardzo mi na tym zależało.:-)
Po załadowaniu się na samolot siedzę obok 2 Polek ;-) dzięki czemu ten ponad 20 godzinny lot do Londynu jakoś się trochę mniej dłuży.
Na Heatrow załatwiam następny samolot do Wawy wszystko od ręki , znowu dostaje talon na papu :-)
W samolocie z Anglii siedzę z bardzo wesołym kolesiem z którym wychylam po 4 piwka jest tak zabawny co chwila wybuchamy śmiechem przybijając piątki .Chwali polaków że są super kompanami do imprezowania:-)Po 4 piwie stewardessa już przy następnej prośbie o browar stanowczo odmawia:-)Lubię takie spontaniczne bibki w podróży:-)
W Wawie czeka na mnie już mój brat Wojtek , okazuje się też że nie doleciał mój rower, załatwiam więc formalności związane z dostarczeniem mi mojego przyjaciela do TG.

11-13Marzec Farilie-Ashburton-Christchurch

Droga z gór do Christchurch zajęła mi 3 dni.Jechałem przez bardzo nudną okolicę same pola, pastwiska i oczywiscie ruchliwa 1 którą jechałem .W sumie przez ten czas nic ciekawego się nie zdarzyło wiec nie mam nic do opowiedzenia z tych trzech dni , zdjęć tez nie robiłem bo nie było nic ciekawego do sfocenia.Do stolicy wyspy dotarłem boczna droga na którą skręciłem 60 km przed miastem w wiosce Rakaja.Z ciekawostek dodam że pierwszy wypadek jaki zobaczyłem zdarzył się właśnie 20 km przed CHC.Co nie znaczy ze Nowa Zelandia jest bezpiecznym krajem jeśli chodzi o podróżowanie rowerem.
Do miasta dotarłem poznym popołudniem i tu skończyła się moja rowerowa jego część.
Cieszyłem się z tego powodu bo tęsknota mnie już za żonką i chłopakami zżerała:-)
Na ostatnie noce zatrzymałem sie na kempingu ale nie tym obskurnym co na początku wyprawy tym razem znalazłem o wiele ładniejszy ale za to bardzo oblegany:-)

10 Marzec Lake Tekapo -Farilie










Nocleg miałem kilkanaście kilometrów przed Lake Tekapo .Na obiad dotarłem do wioski która jest bardzo fajnie położona nad samym jeziorem.Zafundowałem sobie obiadek w zasadzie dwa obiadki bo byłem juz bardzo głodny i miałem już dość jedzenia z "tytki".Jadłem w knajpie całkowicie obsługiwanej przez chińczyków , miedzy sobą cały czas nawijali po chińsku dopiero jak klijenet podchodził przechodzili na angielski.Wyglądało mi to na jakąś mafie :-)Po posiłku w ramach przetrawienia i nie ruszania tyłka od razu na trasę poszedłem do kafejki wysyłać/odebrać mejle i zobaczyć ci sie dzieje w naszym cudownym kraju :-)
Dzięki netowi w ogóle nie czuje odległości jaka mnie dzieli od PL.Swat się skurczył bardzo.
Patrze też na strony rowerzystów ktorych tu spotkałem.
Dzisiejszego tez po pokonaniu przełęczy Burker Pass na dobre żegnam sie z Alpami aż mi sie smutno zrobiło .Zjechałem znów w dolinie do zieleni :-)

czwartek, 8 maja 2008

9 Marzec Omarama -Lake Tekapo






W oddali po lewej Mt Cook





















Artur i Daniel :-)













Wjechałem w jeden z fajniejszych rejonów Nowej Zelandii.Mckenzie Country bo tak się nazywa charakteryzuje się dużymi bezludnymi przestrzeniami.Ale tylko pozornie.Brakuje mi tutaj tego co było atutem wcześniejszych wypraw czyli swobodnego schodzenia z drogi i udania się gdziekolwiek się człowiekowi podoba.Nowa Zelandia jest cała ogrodzona.Wszędzie gdzie człowiek jedzie jest płot nawet w górach wszystko przy drodze jest ogrodzone.Bardzo mi sie to tutaj nie podoba i uważam to za największy minus tego kraju .
Dzisiejszego dnia miałem też spotkanie z niesamowitym człowiekiem.Spotkałem rowerzystę który jedzie dookoła świata.Daniel jest już w drodze od 13 miesięcy i przyjechał do NZ z okolic Stutgartu na rowerze:-) Zapraszam na jego stronę bo jest co podziwiać http://www.velaia.de/
Jest to niesamowite uczucie spotkać kogoś takiego !
Staliśmy chyba na drodze z godzinę i ja słuchałem czasem mrożących krew w żyłach opowieści z jego ponad rocznej podróży.
Jego dobytek ograniczał się to totalnego minimum.Podróżuje cały czas w jednym ubraniu.Ma na bagażniku tylko 2 sakwy śpiwór i jednoosobowy namiot.Koleś jest niesamowity.Opowiada że czasem nie ma możliwości się gdzie rozbić i śpi czasem w rowach przy drodze...
Korzysta z organizacji goszczących podróżników typu couchsurfing lub warmschowers żeby zaoszczędzić na noclegach a mieć możliwość czasem przeprać żeczy itp.
Po pożegnaniu się z Danielem jechałem wzdłuż jeziora i podziwiałem w całej okazałości ( miałem dużo szczęścia z pogodą) najwyższy szczyt Nowej Zelandii Mt Cook.

niedziela, 4 maja 2008

Wywiad dla TV SILESIA






Dziś Ja i cała moja rodzinka udzieliła wywiadu dla prywatnej telewizji TV SILESIA.Opowiadaliśmy oczywiście o NZ tzn . Ja o wyprawie a rodzina o rozłace ze mną :-)))
Wywiad jest juz dostępny w internecie .Ukazał się w wieczornych wiadomościach o 21.00.
Zaczyna sie mniej więcej w połowie wiadomosci.
Dostępny jest pod tym linkiem:
www.tvs.pl/index.php?id_materialu=190

Miłego oglądania:-)

czwartek, 1 maja 2008

8 Marzec Duntroon-Omarama







Dziś był kolejny upalny dzień było tak gorąco ze miejscami czułem sie jak w Afryce:-)
Trasa wiodła dziś przez góry.Piękne widoki dookoła powodowały że nawet się nie zorientowałem kiedy dotarłem do wioski Otematata.Tutaj postanowiłem się trochę schłodzić złocistym napojem.
Kupuje piwo prosto z beczki zimne jak lód.Pierwszy łyk jest po prostu "niebiański" , robie drugi łyk tym razem tak duży że wypijam cały kufel czuje że siły mi wracają , idę po drugi kufel tym razem już się nim bardziej delektuje.W barze przy drodze gdzie delektowałem się moim trunkiem siedzą tez 2 pary młodych ludzi , idąc w stronę roweru zaczepiają mnie pytaniem jak smakowało mi piwo , widzę że mają już lekką "bombkę" , odpowiadam im że jak wypije 2-3 piwa to dostaje nowych sił do jazdy i czuje sie jak lew:-)))) . Zaraz za wioską jest mała przełęcz do pokonania .Podjazd jest znowu stromy i ponownie przez 2-3 km pcham rower.Za przełęczą po 15km znajduje bez obsługowy kemping za 5$ za noc.Postanawiam zostać.W środku nocy budzą mnie jakieś szmery w namiocie okazuje się że do moich jabłek w bocznej kieszeni namiotu dorwał się opos.Zwierze to jest wielkości małego szczura.Dziad wygryzł mi dziurę w namiocie wielkości dłoni więc w nocy miałem dodatkową akcję z łataniem wewnętrznego namiotu .Gdy już zasnąłem szkodnik powrócił i zaczął wędrować mi nad głową zdenerwowany w pewnym momencie dałem mu porządny cios z pięści że aż przekoziołkował .Tym samym na dobre pozbyłem sie nocnego intruza.

środa, 30 kwietnia 2008

Wywiad dla Telewizji Internetowej Piekarska TV

O mojej wyprawie robi się coraz głośniej.Tutaj poniżej prezentuje wywiad jaki udzieliłem Piekarskiej Telewizji Internetowej .Jest to nowy projekt prowadzony przez wschodzącą gwiazdę tej telewizji Marcina Strzeleckiego .
Marcin jest pasjonatem telewizji , internetu i dziennikarstwa .
Zapraszam wiec do obejrzenia wywiadu!:-)
Dostałem również propozycje wywiadu dla Silesia Tv z Katowic.Szczegóły w krótce.
Mam równiez zaproszenie od Klubu 22 z Czarnej Huty na czerwiec by w ramach kącika podróżniczego zrobić pogadanke i pokaz zdjęć z wyjazdu .

http://www.veoh.com/videodetails2.swf?permalinkId=v7082539hGWCjtsN&id=4513251&player=videodetailsembedded&videoAutoPlay=0"

niedziela, 27 kwietnia 2008

7 Marzec Hampden-Duntroon






Dziś wreszcie zjechałem z ruchliwej drogi nr 1 na drogę prowadzącą z powrotem w góry.Chciałem wybrać skrót lokalnymi bocznymi drogami ale sie ostro przejechałem.W wiosce Mahend skręciłem w lewo na lokalną drogę i już po 5-6km stanąłem na rozstaju dróg nie wiedząc którą z nich wybrać.
Czekam więc aż przejedzie jakiś samochód żeby go zatrzymać i zapytać o drogę.Nie musiałem długo czekać za chwilę przejeżdżała tędy młoda dziewczyna i widząc mnie z rozłożoną mapą sama sie zatrzymała.Wielki uśmiech na jej twarzy mnie rozbroił , pyta sie w czym mi pomóc .Okazuje sie jednak że sama nie jest na 100% pewna gdzie prowadzi droga do wioski Five Forks.Ale w końcu mówi żebym pojechał jednak tędy.Po kolejnych 10km kluczenia i pytania o drogę decyduje wrócić do 1 i jechać dalej do głównego zjazdu na drogę nr 83 w kierunku na Omarama.Brak dokładnej mapy oraz fatalne oznakowanie bocznych dróg robi swoje.Dziś też zauważyłem też przy drodze dużo krzyży pod drzewami z nazwiskami żołnierzy Nowo Zelandzkich Którzy walczyli w pierwszej wojnie światowej.Na krzyżu jest imię i nazwisko żołnierza jego stopień oraz kraj w którym zginął.Masa poległa na francuskim froncie po rocznikach widzę że w wiekszości to byli młodzi chłopcy w w wieku 16-22 lata.Jest tez trochę krzyży z 2 wojny światowej.Fajny zwyczaj przynajmniej pamięć o nich nie zaginie .Jechałem też dziś przy rzece Waitaki River choć widzialem ją tylko przez chwile cały czas odgradzały mnie od niej pola.Na nocleg zatrzymałem się w wiosce Duntroon.Spałem na boisku piłkarskim które służyło tez jako kemping.Jestem znowu sam całe boisko tylko dla mnie :-)

czwartek, 24 kwietnia 2008

6 Marzec Karitane -Hampden


Ciężko było mi się rano zwinąć z plaży.Dzień zapowiadał sie bardzo upalnie. Zwijając namiot
widzę jak przyjeżdżają kolesie z deskami sufingowymi.Czuje się jak na Florydzie kolesie w batkach w palmy opaleni i w towarzystwie kilku laseczek ....
Ale na mnie pora obserwuje jeszcze chwile jak sie bujają na falach oceanu...echhh!!!
Żeby na Chechle były takie fale i dlaczego Ja nie miałem deski jako maly szkrab zeby się nauczyć sie tak mykać wśród fal ........
Dziś droga też była srednio ciekawa nic się interesujacego nie wydarzyło , krajobrazy też były przeciętne na nocleg ponownie zatrzymuje się na kampingu przy oceanie.Kupuje sobie jeszcze flache wina i wypijam ja na trzy rozlania :-) Wino uderza mi do glowy, postanawiam jeszcze udać sie na nocny spacer na plaże.Łaże po piasku i szukam ciekawych muszli , znajduje jedną i zabieram na pamiatke do domu :-) Przysiadam się jeszcze na piasku i wpatruje sie w ocean.Jest już calkiem ciemno .Moje myśli koncentrują sie ku zeglarzom samotnie pływajacym po oceanach.Myśle jaka to musi być odwaga tak samemu płynac na takiej łupinie wśród bezmiaru oceanu.