Amerykanie
Dziś dzień był bardzo upalny.Rano po szybkim śniadaniu zwinąłem obóz i ruszyłem do wioski Franz Josef.Miałem do przejechania około 8km.Tutaj postanowiłem zrobić drobne zakupy i skorzystać z internetu .Sama wioska służy jako centrum wypadowe w pobliskie góry i na lodowiec .Jest też możliwość wykupienia sobie lotu helikopterem by podziwiać Alpy z góry.Atrakcja ma wzięcie widze to po kolejce która ustawia się po bilety.Wioska jest pięknie położona u stóp lodowca , narazie najładniejsza jaką tu widziałem choć troche odstrasza swym bardzo komercyjnym charakterem.Przed wjazdem do wioski chce sobie zrobić pamiątkową fotę w momencie jak zaczynam rozstawiać statyw podlatuje do mnie autostopowicz który stał po przeciwnej stronie ulicy i mówi że chętnie zrobi mi zdjęcie, z taką postawą spotkam się w NZ jeszcze kilkakrtotnie ludzie są w większości bardzo uczynni.Młody chłopak pyta z kąd jestem , mówie z Polski a on do mnie "Na zdrowie!!!" i się głośno się śmieje okazuje się że jest z Niemiec :-)
Z wioski wyruszam około 12 .Żar leje się z nieba , zaopatrzyłem się w 8 litrów wody , ponieważ mam przed sobą bezludny odcinek.Jazda w taki upał jest męcząca człowiek pije jak smok .Dziś mijam po drodze wiele mostów z wyschniętymi lub ledwo sączącymi rzekami.
Przed Fox Glacier spotykam kolejnych rowerzystów tym razem z USA , Willie i Barbara są w drodze od kilku miesięcy , wcześniej podróżowali po Ameryce Południowej.Oboje wyglądają na około 60 lat ale widać że bawią się wyśmienicie:-)Niestety nie wiedzieli gdzie lezy Polska i musiałem im wytłumaczyć :-)W tym samym momencie podjechali do Nas Holendrzy na poziomych rowerach którzy realizują projekt http://www.10000km.com/
Holendrzy są w drodze już 7 miesięcy.Na początku jechali z sakwami ale teraz mają samochód który wiezie im cały dobytek.
Dziś miałem duży problem ze znalezieniem noclegu w buszu niestety spać się nie da. Około 19 w maleńkiej wiosce 3-4 domy znalazłem małe pole namiotowe ale gospodyni odmówiła mi noclegu tłumacząc się brakiem miejsc .Troche mnie to wkurzyło bo byłem już zmęczony.Do morza miałem 30km a tu juz powoli zaczynało się ściemniać musiaem więc ostrzo przyciscnąć by zdążyć przed zmrokiem.W nagrode otrzymałem wielką plaże na której byłem wraz z towrzystwem tysiąca meszek które dzielnie dopingowały mnie w pobijaniu kolejnego rekordu świata w szybkim rozbijaniu namiotu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz