poniedziałek, 14 kwietnia 2008

27 Luty Walter Peak -Kingston
























































Po pięknym noclegu w Walter Peak nad samym jeziorem w bardzo cichym miejscu rano zwinąłem manele i czekałem na pierwszy kurs parowca "Tss Earnslaw".Cisza jaka panuje dziś rano jest niesamowita zupełny brak wiatru oraz płaska tafla jeziora powoduje że popadam w chwilową zadumę.Siedząc tak na pomoście mam piękny widok na góry i w oddali leżące na zboczu Queenstown.Po pewnym czasie na horyzoncie pojawia się statek.
W czasie rejsu funduje sobie kawe, kanapke i jajecznice z bekonem.Miasto wita mnie gwarem i zgiełkiem , wystarcza jednak około 20 min bym znalazł się znowu na pięknie poprowadzonej ścieżce rowerowej w kierunku krzyżówki dróg 6a i 6.
Tutaj robie na przystanku chwile przerwy bo okazuje się że z tego miejsca do Milford Sound mam 297km.Myśle co dalej ale w koncu postanawiam trzymać piewotnego planu więc kieruje się do Te Anau.
Droga dziś była przepiękna jechałem cały czas przy jeziorze Wakatipu.Super pogoda i niewiele wzniesień powodowało że mknąłem jak strzała upajając się widokami.Jadąc tak beztrosko nagle dogania mnie koleś na kolarzówce i nawiązuje rozmowe okazuje się że jest Triatlonistą i trenuje do zawodów typu "Iron man" są najciezsze zawody triatlonowe na świecie które odbywają się co roku na Hawajach.Okazuje się że ma tez znajomych w Polsce triatlonistów - świat jes naprawde mały mysle sobie.
Dzięki wielu spotykanym ludziom z Europy w ogóle nie czuje odległości jak dzieli mnie od Starego Kontynentu .Na drodze mijają mnie głównie auta z wypozyczalni , rowerzyści których tu spotykam głównie Europejczycy.Generalnie czuje się tu jak w jakimś kraju Europy Zachodniej.:-)
Około 18 wypatruje mały półwysep na którym postanawiam zanocować.Rozbijam namiot nad samym jeziorem , gotuje kolacje.Oprócz mnie są jeszcze z 3 kampery.Jedząc już zasłużony posiłek podchodzi do mnie facet w sile wieku i nawiązuje krótką rozmowe okazuje się że jes z Australii .Pytam się go o ojczyzne Aborygenów opowiadam o rowerzystach z Holandii których spotkałem którzy podróżowali dookoła Australii 7 miesięcy, dziwi że nie umarli z nudów na drodze :-))( olbrzymie bezludne płaskie pustkowia).

Brak komentarzy: