O mojej wyprawie robi się coraz głośniej.Tutaj poniżej prezentuje wywiad jaki udzieliłem Piekarskiej Telewizji Internetowej .Jest to nowy projekt prowadzony przez wschodzącą gwiazdę tej telewizji Marcina Strzeleckiego .
Marcin jest pasjonatem telewizji , internetu i dziennikarstwa .
Zapraszam wiec do obejrzenia wywiadu!:-)
Dostałem również propozycje wywiadu dla Silesia Tv z Katowic.Szczegóły w krótce.
Mam równiez zaproszenie od Klubu 22 z Czarnej Huty na czerwiec by w ramach kącika podróżniczego zrobić pogadanke i pokaz zdjęć z wyjazdu .
http://www.veoh.com/videodetails2.swf?permalinkId=v7082539hGWCjtsN&id=4513251&player=videodetailsembedded&videoAutoPlay=0"
środa, 30 kwietnia 2008
niedziela, 27 kwietnia 2008
7 Marzec Hampden-Duntroon
Dziś wreszcie zjechałem z ruchliwej drogi nr 1 na drogę prowadzącą z powrotem w góry.Chciałem wybrać skrót lokalnymi bocznymi drogami ale sie ostro przejechałem.W wiosce Mahend skręciłem w lewo na lokalną drogę i już po 5-6km stanąłem na rozstaju dróg nie wiedząc którą z nich wybrać.
Czekam więc aż przejedzie jakiś samochód żeby go zatrzymać i zapytać o drogę.Nie musiałem długo czekać za chwilę przejeżdżała tędy młoda dziewczyna i widząc mnie z rozłożoną mapą sama sie zatrzymała.Wielki uśmiech na jej twarzy mnie rozbroił , pyta sie w czym mi pomóc .Okazuje sie jednak że sama nie jest na 100% pewna gdzie prowadzi droga do wioski Five Forks.Ale w końcu mówi żebym pojechał jednak tędy.Po kolejnych 10km kluczenia i pytania o drogę decyduje wrócić do 1 i jechać dalej do głównego zjazdu na drogę nr 83 w kierunku na Omarama.Brak dokładnej mapy oraz fatalne oznakowanie bocznych dróg robi swoje.Dziś też zauważyłem też przy drodze dużo krzyży pod drzewami z nazwiskami żołnierzy Nowo Zelandzkich Którzy walczyli w pierwszej wojnie światowej.Na krzyżu jest imię i nazwisko żołnierza jego stopień oraz kraj w którym zginął.Masa poległa na francuskim froncie po rocznikach widzę że w wiekszości to byli młodzi chłopcy w w wieku 16-22 lata.Jest tez trochę krzyży z 2 wojny światowej.Fajny zwyczaj przynajmniej pamięć o nich nie zaginie .Jechałem też dziś przy rzece Waitaki River choć widzialem ją tylko przez chwile cały czas odgradzały mnie od niej pola.Na nocleg zatrzymałem się w wiosce Duntroon.Spałem na boisku piłkarskim które służyło tez jako kemping.Jestem znowu sam całe boisko tylko dla mnie :-)
czwartek, 24 kwietnia 2008
6 Marzec Karitane -Hampden
Ciężko było mi się rano zwinąć z plaży.Dzień zapowiadał sie bardzo upalnie. Zwijając namiot
widzę jak przyjeżdżają kolesie z deskami sufingowymi.Czuje się jak na Florydzie kolesie w batkach w palmy opaleni i w towarzystwie kilku laseczek ....
Ale na mnie pora obserwuje jeszcze chwile jak sie bujają na falach oceanu...echhh!!!
Żeby na Chechle były takie fale i dlaczego Ja nie miałem deski jako maly szkrab zeby się nauczyć sie tak mykać wśród fal ........
Dziś droga też była srednio ciekawa nic się interesujacego nie wydarzyło , krajobrazy też były przeciętne na nocleg ponownie zatrzymuje się na kampingu przy oceanie.Kupuje sobie jeszcze flache wina i wypijam ja na trzy rozlania :-) Wino uderza mi do glowy, postanawiam jeszcze udać sie na nocny spacer na plaże.Łaże po piasku i szukam ciekawych muszli , znajduje jedną i zabieram na pamiatke do domu :-) Przysiadam się jeszcze na piasku i wpatruje sie w ocean.Jest już calkiem ciemno .Moje myśli koncentrują sie ku zeglarzom samotnie pływajacym po oceanach.Myśle jaka to musi być odwaga tak samemu płynac na takiej łupinie wśród bezmiaru oceanu.
wtorek, 22 kwietnia 2008
List i zdjęcia od Richarda/Letter and pictures from Richard
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Dziś dostałem list i zdjęcia od Richarda którego poznałem W Nowej Zelandii.
Bardzo się z tego powodu ucieszyłem!
Ja jestem już ponad miesiąc w domu a Richard dopiero teraz kończy swój trip po Nowej Zelandii echhhh!!!:-))))
This is for you translation Richard!:-)
Today a get a leter from my frends Richard .I am wery endjoyed from this e mail!!!.
I am one month at home , Richard finisched trip trough New Zealand!!!:-)
Hello Artur!
Of course I remember you. We met several times between Arthur (Halagan's)
Pass and Wanaka. I too am now back in Europe and wish I was still pedalling
around NZ. Thanks you for the interesting and very good pictures you sent; I
can see you are a professional! I will send you some of mine.
I think the last time I wrote to you, I was in Christchurch, waiting for my
flight to Wellington (me & bike only $60!). I only stayed one night in
Wellington as it was very full (cricket test match against England and a
festival) and took the bus up to Wanganui, a pleasant little town on the
river. I cycled the little road up the River Wanganui to Pipiriki, which was
only gravel in parts. I shared my carrots with a tame little bambi deer and
met a German doctor of Biogenetics, who was doing research in Edinburgh. We
stayed one night at the convent of the Sisters of Compassion in Jerusalem.
Then the uphill gravel road to Raehiti was very hard work in the heat.
From National Park I took a day off cycling and did the Tongariro Crossing -
very interesting and worth doing. Then up to Taupo, Rotorua and finally to
friends I hadn't seen for 15 years in Tauranga. I stayed 4 days with them
over Easter. I finally did the Coromandel Peninsula, which was very hilly
but picturesque. One of the best places I found was the Youth Hostel at
Opoutere (half way up east coast of the Coromandel). It was lovely and
peaceful and I went kayaking again in the estuary. I got up as far as
Colville, then around the Firth of Thames to the bird sanctuary in Miranda,
where a group of energetic pensioner hikers took me under their wing and fed
me - they were a lot of fun. I found an interesting BBH in Tuakau-Pukekawa,
with plenty of cats and dogs and an excellent evening meal with wine/beer
for $15. I did a day's woofing on the farm before heading off to my angora
goat friends near Waiuku. Then it was time to fly home - all good things
come to an end sometime!
You did well to manage 2000km. I only did 2800km, as I spent about 2 weeks
at friends in Auckland, Christchurch and Tauranga.
When we last met in Wanaka, I remembered I had a gel cover for my saddle,
which I didn't need anymore. I cycled after you to give it to you, on the
way I thought you would go, but didn't find you. I hope you managed OK on
the saddle you found up on Arthur's Pass.
I enjoyed looking at your pictures and have looked at your blog, although I
couldn't understand what you had written. I found a Polish_English
translation site under www.poltran.com/pl.php4. You may find it useful,
although your English is already very good. Could you please send me
pictures IMG_6044 and 6045 in the original size, so I can use them in my
slide show? I am attaching the picture I took of you, also in original size.
I will send other NZ pictures in reduced size with another e-mail, as I
don't know if there are mail size limits.
What kind of camera do you use? I have a Canon Power Shot S50, which is now
4 years old and so no longer up to date. I am thinking about buying another
one soon. What do you advise? I have always had Canon cameras, but know
Nikon is good too. I have read good reports about the Canon G9, but the
price of SLRs are not so much more. I used to have a Canon A1 camera with
zoom lenses. What do you think? Are such questions too difficult to answer
in English?
Your wife and children will have been pleased to have back. Do you plan
anymore cycle tours? If you are down in the south of Germany, let me know.
Our twin town in Poland is Ciasna (west of Czestochowa). My wife and I were
there and in Krakow about 3 years ago. Where do you come from, was it
Katowice?
Best wishes from
Richard
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Photographed by Richard Cooper
Dziś dostałem list i zdjęcia od Richarda którego poznałem W Nowej Zelandii.
Bardzo się z tego powodu ucieszyłem!
Ja jestem już ponad miesiąc w domu a Richard dopiero teraz kończy swój trip po Nowej Zelandii echhhh!!!:-))))
This is for you translation Richard!:-)
Today a get a leter from my frends Richard .I am wery endjoyed from this e mail!!!.
I am one month at home , Richard finisched trip trough New Zealand!!!:-)
Hello Artur!
Of course I remember you. We met several times between Arthur (Halagan's)
Pass and Wanaka. I too am now back in Europe and wish I was still pedalling
around NZ. Thanks you for the interesting and very good pictures you sent; I
can see you are a professional! I will send you some of mine.
I think the last time I wrote to you, I was in Christchurch, waiting for my
flight to Wellington (me & bike only $60!). I only stayed one night in
Wellington as it was very full (cricket test match against England and a
festival) and took the bus up to Wanganui, a pleasant little town on the
river. I cycled the little road up the River Wanganui to Pipiriki, which was
only gravel in parts. I shared my carrots with a tame little bambi deer and
met a German doctor of Biogenetics, who was doing research in Edinburgh. We
stayed one night at the convent of the Sisters of Compassion in Jerusalem.
Then the uphill gravel road to Raehiti was very hard work in the heat.
From National Park I took a day off cycling and did the Tongariro Crossing -
very interesting and worth doing. Then up to Taupo, Rotorua and finally to
friends I hadn't seen for 15 years in Tauranga. I stayed 4 days with them
over Easter. I finally did the Coromandel Peninsula, which was very hilly
but picturesque. One of the best places I found was the Youth Hostel at
Opoutere (half way up east coast of the Coromandel). It was lovely and
peaceful and I went kayaking again in the estuary. I got up as far as
Colville, then around the Firth of Thames to the bird sanctuary in Miranda,
where a group of energetic pensioner hikers took me under their wing and fed
me - they were a lot of fun. I found an interesting BBH in Tuakau-Pukekawa,
with plenty of cats and dogs and an excellent evening meal with wine/beer
for $15. I did a day's woofing on the farm before heading off to my angora
goat friends near Waiuku. Then it was time to fly home - all good things
come to an end sometime!
You did well to manage 2000km. I only did 2800km, as I spent about 2 weeks
at friends in Auckland, Christchurch and Tauranga.
When we last met in Wanaka, I remembered I had a gel cover for my saddle,
which I didn't need anymore. I cycled after you to give it to you, on the
way I thought you would go, but didn't find you. I hope you managed OK on
the saddle you found up on Arthur's Pass.
I enjoyed looking at your pictures and have looked at your blog, although I
couldn't understand what you had written. I found a Polish_English
translation site under www.poltran.com/pl.php4. You may find it useful,
although your English is already very good. Could you please send me
pictures IMG_6044 and 6045 in the original size, so I can use them in my
slide show? I am attaching the picture I took of you, also in original size.
I will send other NZ pictures in reduced size with another e-mail, as I
don't know if there are mail size limits.
What kind of camera do you use? I have a Canon Power Shot S50, which is now
4 years old and so no longer up to date. I am thinking about buying another
one soon. What do you advise? I have always had Canon cameras, but know
Nikon is good too. I have read good reports about the Canon G9, but the
price of SLRs are not so much more. I used to have a Canon A1 camera with
zoom lenses. What do you think? Are such questions too difficult to answer
in English?
Your wife and children will have been pleased to have back. Do you plan
anymore cycle tours? If you are down in the south of Germany, let me know.
Our twin town in Poland is Ciasna (west of Czestochowa). My wife and I were
there and in Krakow about 3 years ago. Where do you come from, was it
Katowice?
Best wishes from
Richard
niedziela, 20 kwietnia 2008
5 Marzec Fairfield-Karitane
Dziś minąłem Dunedin drugie co do wielkości miasto na wyspie.Zatrzymalem się na obiad w KFC.Jedząc smacznego kurczka obserwowałem nadciągającą burze.Siedząco obok przy stoliku kobieta w srednim wieku pyta mnie widząc rower na zewnątrz z kąd jestem .Pyta równiez jak mi się podoba NZ.
Dunedin to miasto uniwersyteckie widze na ulicach bardzo dużo studentów różnej maści.
Jako miasto jest nawet całkiem cakiem .
Za miastem na drodze wyjazdowej ( tak jak na wjazdowej) jest zakaz poruszania się rowerami.Szukam alternatywnej drogi .
Droga prowadzi przez góry , podjazd jest na tyle ostry że znów pcham rower przez 5-6km.Dokładnie nie wiem bo własnie dziś zepsuł mi się licznik jak sie pózniej okaże został zalany.:-(
Na przelęczy podziwiam miasto z góry - pękny widok.Ruszam w dół bardzo ostroznie ponieważ zaczęło znowu padać i dodatkowo zrobiło się bardzo zimno.Mijam jeszcze kilka miejsc z pięknym widokiem na ocean.W wiosce Evansdale postanawiam zjechać na wiodącą wzdłóz oceanu trase widokową.Znikomy ruch samochodowy oraz mała ilość podjazdów powoduje że jazda to prawdziwa sielanka.Na jednym z parkingów/tarasów widokowych spotykam bardzo sympatyczną parę ze Słowenii.Są w NZ 7 tygodni podróżuja wynajętym samochodem osobowym.Czasem zatrzymują sie na kilkudniowe trekingi w górach.Nareszcie czuje jakąś więż z ludzmi z naszego kręgu kulturowego jednak co Słowianie to Słowianie !:-)
Na nocleg zatrzymuje się na pięknej plaży.Jest naprawde super jestem całkiem sam.Rozbijając namiot widze kątem oka że w moim kierunku podąża jakiś koleś z psem.Podchodzi i mów że można się rozbić we wsi tam nie wieje tak mocno.Ja rozkladając ręce jak ptak mówie mu że lubie noclegi na plaży i wiatr mi wcalenie przeszkadza że jestem" Child of the wind'
Dunedin to miasto uniwersyteckie widze na ulicach bardzo dużo studentów różnej maści.
Jako miasto jest nawet całkiem cakiem .
Za miastem na drodze wyjazdowej ( tak jak na wjazdowej) jest zakaz poruszania się rowerami.Szukam alternatywnej drogi .
Droga prowadzi przez góry , podjazd jest na tyle ostry że znów pcham rower przez 5-6km.Dokładnie nie wiem bo własnie dziś zepsuł mi się licznik jak sie pózniej okaże został zalany.:-(
Na przelęczy podziwiam miasto z góry - pękny widok.Ruszam w dół bardzo ostroznie ponieważ zaczęło znowu padać i dodatkowo zrobiło się bardzo zimno.Mijam jeszcze kilka miejsc z pięknym widokiem na ocean.W wiosce Evansdale postanawiam zjechać na wiodącą wzdłóz oceanu trase widokową.Znikomy ruch samochodowy oraz mała ilość podjazdów powoduje że jazda to prawdziwa sielanka.Na jednym z parkingów/tarasów widokowych spotykam bardzo sympatyczną parę ze Słowenii.Są w NZ 7 tygodni podróżuja wynajętym samochodem osobowym.Czasem zatrzymują sie na kilkudniowe trekingi w górach.Nareszcie czuje jakąś więż z ludzmi z naszego kręgu kulturowego jednak co Słowianie to Słowianie !:-)
Na nocleg zatrzymuje się na pięknej plaży.Jest naprawde super jestem całkiem sam.Rozbijając namiot widze kątem oka że w moim kierunku podąża jakiś koleś z psem.Podchodzi i mów że można się rozbić we wsi tam nie wieje tak mocno.Ja rozkladając ręce jak ptak mówie mu że lubie noclegi na plaży i wiatr mi wcalenie przeszkadza że jestem" Child of the wind'
4 Marzec Balcluchta-Fairfield
Dzisiaj jechałem cały dzień pod wiatr.Dzięki temu przypomniała mi sie wyprawa na Islandie gdzie wiatr był moim stałym towarzyszem:-)Spadła tez temperatura odkąd dotarlem nad ocean.Czuć bliskosc Antarktydy .Dziś nic ciekawego się nie wydarzyło.Nocleg znalalem na parkingu zaraz przy drodze.Teren ktory dziś mijałem też był mało intereujący głównie pola i pastwiska.
sobota, 19 kwietnia 2008
3 Marzec Mandeville-Balclutha
Miejscowe obyczaje buty na płocie przy drodze!:-)
Na drodze jestem już o 8.Szykuje sie kolejny upalny dzień jak sie okaże będzie to jeden z bardziej wymagających terenowo dni.Jade cały czas przez obszary rolnicze ale teren zmienia sie z płaskiego na bardziej pagurkowaty.W połowie dnia aż do samego Balclutha droga na przemian zmienia sie w zjazd podjazd , zjazd podjazd po 15 km takiej huśtawki podaje sie i wprowadzam rower na każdą górkę po czym wsiadam i zjeżdżam i tak cały czas przez 30km.Dziś jechałem drogą przyjazni Amerykańsko -Nowozelandzkiej.Droga nazywała sie Clinton Road.Na końcu znajdowała sie mała miescina o nazwie Clinton.Sama wioska nic ciekawego kila domów stacja kolejowa bar i sklep.Na nocleg zatrzymuje sie w Balcluchta na kempingu .Kemping jest bardzo fajnie urządzony kuchnia i pokój telewizyjny są tak przytulne że czuje sie tu domową atmosferę .Recepcja znajduje sie w starej przyczepie kempingowej.Facet zaprasza mnie i pyta widząc rower czy jestem z Holandii mówie nie jestem z Polski!Koleś robi oczy jak tunele i mówi że rzadko sie zdaża tu ktoś od Nas.
O ile spotykałem tutaj Amerykanów którzy nie wiedzieli gdzie lezży Polska o tyle nie zdażyło sie że Nowozelandczyk nie wiedział gdzie jest Nasz kraj.Za każdym razem gdy ktoś pytał z kąd jestem zawsze widziałem po nim że potrafił zlokalizować położenie kraju nad Wisłą:-)
Biore zasłużony długi gorący prysznic i robie małą przepierke.
Pierwszy raz od początku wyprawy piore getry kolarskie w których cały czas tutaj zasówam.
Nie jest to powód do dumy ale jestem zdziwiony że po pierwszym praniu są dalej brudne!!:-)
Musiałem je ponownie przeprać i wtedy było ok!
2 Marzec Mandeville
Po zmianie planów zyskałem troche więcej czasu i postanowiłem dziś też odpocząć od jazdy i zregenerować troche siły.Od kilku dni zmagam sie z bólem mięśni w nogach.
Dotykając mięśni czuje dosyć duży ból , prawdopodobnie jest to spowodowane brakiem glukozy , kupiłem 2 duże czekolady i zjadłem je na żywca.Każdego dnia do końca wyprawy zjadałem przynajmniej jedną i problem z mięśniami minął.
Przy dłuższych wyprawach jedzenie jest sprawą fundamentalną tutaj nie można oszczędzać .
Cały dzień spędziłem na czytaniu książki.
środa, 16 kwietnia 2008
1 Marzec Mossburn-Mandersviille
Bardzo żałowałem swojej decyzji o zmianie planów ale pomyślalem że może jeszcze będzie mi dane kiedyś tu wrócić i dotrzeć do Milford.
Południowa część wyspy to obszary rolnicze więc mało ciekawe , krajobrazy przypominajace nasze z tym ze u Nas jest wszystko jak gdyby " gospodarzone" wolna reką .Tutaj widać przemysł rolniczy jest bardzo silny.Wszystko dokladnie pogrodzone , pomierzone prawie jak u sąsiadów za Naszą zachodnią granicą.
Jadąc tak między polami i pastwiskami widze że z boku zbliza się szybko ogromna chmura burzowa.Zrywa się silny porywisty wiatr , staje więc żeby założyć kurtke i w tym momencie zatrzymuje się samochód jadący z przeciwka, babka widząc mnie stojącego na poboczu i sznupiącego w torbie pyta czy wszystko jest ok ?.Mówie że tak wszystko ok ! Ona, napewno ?Mówie tak ! Kobieta się uśmiecha i macha mi na pożegnanie.:-)
Dziś minąłem kilka wiosek o których Pan Bóg zapomniał .Ludzie w takich miejscach przypominają mi mieszkańców Naszych wsi.Widać sporo osób które nadużywają wyskokowych trunków.Tak sobie myśle co Ci ludzie mają tu do roboty oprócz hodowli bydła i owiec, muszą sobie jakoś czas urozmajcać.:-)
29 Luty Mossburn
Od rana leje jak z cebra , postanawiam więc zrobić sobie dzień dziecka i zostaje w Mossburn.
Podjąłem ostateczną decyzje o odpuszczeniu sobie Milford Soundu .Żeby zdążyć na samolot musiałbym te 4oo km machnąć w 3 dni a przy tym uksztaltowaniu terenu i moim tempie nie dał bym poprostu rady.Rozpatrywałem też opcje żeby w jedna stronę jechać busem a wrócić rowerem ale wtedy wyprawa straciła by swoj rowerowy charakter a tak zalożyłem sobie na początku że nie będe korzystał z żadnych innych środków transportu.Caly dzień padało skoczyłem więc do wioski znalałem jedno miejsce z internetem , wysyłałem więc mejle do Patrycji i znajomych.Zobaczylem co się dzieje u innych rowerowych travelersów z Polski którzy podróżowali tu miesiąc wcześniej a z którymi zamierzałem się gdzieś po drodze trafić.Podaje ich strone bo ich wyprawy są naprawde imponujące www.acn.waw.pl/pawelp/
Podjąłem ostateczną decyzje o odpuszczeniu sobie Milford Soundu .Żeby zdążyć na samolot musiałbym te 4oo km machnąć w 3 dni a przy tym uksztaltowaniu terenu i moim tempie nie dał bym poprostu rady.Rozpatrywałem też opcje żeby w jedna stronę jechać busem a wrócić rowerem ale wtedy wyprawa straciła by swoj rowerowy charakter a tak zalożyłem sobie na początku że nie będe korzystał z żadnych innych środków transportu.Caly dzień padało skoczyłem więc do wioski znalałem jedno miejsce z internetem , wysyłałem więc mejle do Patrycji i znajomych.Zobaczylem co się dzieje u innych rowerowych travelersów z Polski którzy podróżowali tu miesiąc wcześniej a z którymi zamierzałem się gdzieś po drodze trafić.Podaje ich strone bo ich wyprawy są naprawde imponujące www.acn.waw.pl/pawelp/
wtorek, 15 kwietnia 2008
28 Luty Kingston-Mossburn
Po zwinięciu obozu ruszyłem do Kingstoon.Spodziewalem się zastać tutaj jakiś sklep niestety był tylko bar przydrożny z bardzo słabym zaopatrzeniem .Zamawiam kawe i "fisch i chips" za 6$.
Trzeba wykorzystać że jest tanie żarcie i najeść się na drogę.:-)
Dziś moje tempo jazdy było iście kosmiczne.Przez ponad 30km prułem mając na liczniku prawie 30km/h.Jescze tak dobrego tempa tutaj nie miałem.Prosta droga wśród gór prowadzona dolinami sprawiła że jechało się rewelacyjnie .W wiosce Athol przejeżdzam tysięczny kilometr.Z tej okazji kupuje sobie lodowatą lemoniade:-)
Na nocleg zatrzymuje się przed Mossburton na kempingu za 7$.
Zaczynam anlizować trase do Milford Sound i zaczynam myśleć czy nie odpuscić tej atrakcji.
Tam i z powrotem będe miał do przejechania prawie 400km , przy moim wolnym tempie jazdy zajmie mi to około 5 dni a wtedy moge nie zdążyć na samolot.Kłade się spać zostawiając sobie podjecie decyzji na jutro rano.
poniedziałek, 14 kwietnia 2008
27 Luty Walter Peak -Kingston
Po pięknym noclegu w Walter Peak nad samym jeziorem w bardzo cichym miejscu rano zwinąłem manele i czekałem na pierwszy kurs parowca "Tss Earnslaw".Cisza jaka panuje dziś rano jest niesamowita zupełny brak wiatru oraz płaska tafla jeziora powoduje że popadam w chwilową zadumę.Siedząc tak na pomoście mam piękny widok na góry i w oddali leżące na zboczu Queenstown.Po pewnym czasie na horyzoncie pojawia się statek.
W czasie rejsu funduje sobie kawe, kanapke i jajecznice z bekonem.Miasto wita mnie gwarem i zgiełkiem , wystarcza jednak około 20 min bym znalazł się znowu na pięknie poprowadzonej ścieżce rowerowej w kierunku krzyżówki dróg 6a i 6.
Tutaj robie na przystanku chwile przerwy bo okazuje się że z tego miejsca do Milford Sound mam 297km.Myśle co dalej ale w koncu postanawiam trzymać piewotnego planu więc kieruje się do Te Anau.
Droga dziś była przepiękna jechałem cały czas przy jeziorze Wakatipu.Super pogoda i niewiele wzniesień powodowało że mknąłem jak strzała upajając się widokami.Jadąc tak beztrosko nagle dogania mnie koleś na kolarzówce i nawiązuje rozmowe okazuje się że jest Triatlonistą i trenuje do zawodów typu "Iron man" są najciezsze zawody triatlonowe na świecie które odbywają się co roku na Hawajach.Okazuje się że ma tez znajomych w Polsce triatlonistów - świat jes naprawde mały mysle sobie.
Dzięki wielu spotykanym ludziom z Europy w ogóle nie czuje odległości jak dzieli mnie od Starego Kontynentu .Na drodze mijają mnie głównie auta z wypozyczalni , rowerzyści których tu spotykam głównie Europejczycy.Generalnie czuje się tu jak w jakimś kraju Europy Zachodniej.:-)
Około 18 wypatruje mały półwysep na którym postanawiam zanocować.Rozbijam namiot nad samym jeziorem , gotuje kolacje.Oprócz mnie są jeszcze z 3 kampery.Jedząc już zasłużony posiłek podchodzi do mnie facet w sile wieku i nawiązuje krótką rozmowe okazuje się że jes z Australii .Pytam się go o ojczyzne Aborygenów opowiadam o rowerzystach z Holandii których spotkałem którzy podróżowali dookoła Australii 7 miesięcy, dziwi że nie umarli z nudów na drodze :-))( olbrzymie bezludne płaskie pustkowia).
Subskrybuj:
Posty (Atom)