sobota, 29 marca 2008

15 luty Lake Pearson - Arthur,s Pass




Moje "nowe" siodełko







Całą noc padał deszcz.Na kempingu poznaje sympatycznych Norwegów a Oslo którzy ubarwili moje spagetti pysznym mięsem mielonym z dodatkami.Chwile rozmawiamy opowiadam im moim łamanym angielskim o swojich rowerowych włózcęgach po Norwegii , korzystając z tego że przy kuchni gdzie siedzimy jest komputer pokazuje im swoj wywiad w czasie mej podróży poślubnej dla Norweskiego dziennika Dagbladet i widze że im szczeny opadają , zaraz babka wręcza mi swoją wizytówkę mysląc że mam tam jakieś wtyki :-) , ten wywiad był zupełnym przypadkiem :-))
Zwijam naiot w ulewie , i wyruszam w bardzo zacinającym deszczu po około 15km jazdy na przemian znowu z prowadzeniem pod górki roweru dopadają mnie czarne mysli jezeli będe sie poruszał w tak złówim tempie nie potrafiąc wdrapywać się na te wszystkie podjazdy to będzie nieciekawie.Z drugiej strony daje z siebie maxa i stwierdzam że jescze kilka dni i kondycja sie poprawi i będzie się dużo lepiej jechało , jak się potem okaże te wpychanie roweru pod góry ma też doby wpływ na rozwoj mieśni odpowiedzialnych za chodzenie co potem faktycznie sprawi że wszystko będzie ok !!
Dziś też minął mnie pierwszy "sakwiarz" ale tylko kiwnął ręką i pognał do przodu zostawiając mnie daleko w tyle.
Docieram pięknie prowadzoną droga do wioski Arthur,s Pass.
Tutaj zdarzyło się coś czego bym w życiu nie przewidział.Po wykonaniu pamiątkowego zdjęcia
przed tabliczką z nazwą miejscowości w momencie jak chciałem postawić rower który opiera się na przyczepce ( w bob yaku jest taka możliwość) łapiąc za siodełko BROOKSA nagle siodełko ( skora zostaje mi w dłoni a metalowy pręd z pod siodełka opada w 2 częsciach na jezdnie ) SZOK!!! połamałem legendrane siodełko , nikt mi nie uwierzy.Dobrze że stało sie to tutaj a nie np . 100km wcześniej myśle sobie i kombinuje co dalej robić.



Zaraz za nazwą miejscowości widze napis "First Aid" i smieje sie do siebie że opatrzność czuwa na demną:-)



Okazuje sie że jakieś 100m dalej jest jednosobowy komisariat Policji.Pukam do środka otwiera mi policjant i zaprasza do wewnątrz , przedstwaiam mu swoją sytuacje pytam o jakiś sklep rowerowy ale najbliższy jest jakieś 15okm z tąd , pytam czy zna kogoś ze spawarką , wykonuje kilka telefonów , okazuje się że jest w wiosce wypożyczalnia rowerów z której to 2 dni temu 2 stare "górale " zostały wyzucone do śmietnika.Wsiadamy więc do radiowozu i jedziemy do tego miejsca.Smietnik okazuje sie wysokim kontenerem do którego cała wieś wysypuje wszysko co ma , na dodatek jest cały pełny, nurkuje wiec do połowy szukając w odorze śmieci 2 rowerów.Dokopuje sie jaimś cudem do połowy i niestety dalej się już nie da a rowerów niema :-) , nagle do śmietnika przyjezdza przysłany przez policjanta koleś który ma spawarke , ogląda siodełko i mówi że go nie pospawa bo to jest jakiś specjalny rodzaj stali , no to niezle , do śmietnika nie mam już ochoty wlazić cały śmierdze.Nagle koleś mówi że ma w domu stary rower górski i może mi sprzedać siodełko z tego roweru.Jedziemy więc do niego i szukamy w jego zagraconym garażu siodełka .Po chwili znajdujemy siodełko które jest w stanie agonalnym , ale niema wyjscia biore co jest przynajmniej dojade na nim do najbliższego sklepu.Koleś chce za nie 20$ czuje sie oszukany , siodełko jest całe zardzewiałe i poprute , czuje że facet wykorzystuje sytuacje.Na całym świecie są ludzie i ludziska.Dobrze że sie to tak skończyło , na nocleg zostaje w wiosce , śpę w centrum na dziko przy strumieniu , zwiedzam wieczorem wioske i jest bardzo sympatycznie, w kilku miejscach widze znaki ostrzegające przed dokarmianiem papug , mam nadzieje że jakąś zobacze , niestety żadna nie przylatuje :-)

Brak komentarzy: