Zapraszam wszystkich do wysłuchania audycjii w ramach programu
"Świat jest piękny" bede opowiadał o swojej wyprawie po Nowej Zelandii.
Start środa 24.02.2010 godz.10:40 powtórka w sobote 27.02.2010 godz.10:40
Rozmowe przeprowadził Marek Piechniczek i Barbara Hobzda można słuchać przez neta;-)
www.radioem.pl
wtorek, 16 lutego 2010
czwartek, 18 grudnia 2008
piątek, 1 sierpnia 2008
Nowa Zelandia w magazynie ''Rowertour"
poniedziałek, 12 maja 2008
Sprzęt
Wielu ludzi myśli że żeby jechać na koniec świata to trzeba mieć niewiadomo jakiej klasy sprzęt.
Ja jechałem na 12 letniej stalowej ramie reszta komponentów tez była średniej klasy .
Poniżej przedstawiam listę sprzętu:
Namiot :Tadpole 23 firmy The North Face - rewelacyjny łatwo się rozkłada bardzo lekki i przestronny dla 1 osoby choć na wyprawie pękła guma łącząca rurki ze sobą no i opos wygryzł w nim dziurę :-).
Zakupiłem ją 5 lat temu w Czechach w Polsce nie osiągalna.
Bardzo dobra konstrukcja , wiele osób rowerzystów ale nie tylko pytało mnie podczas wyprawy jak się znią jedzie.Na prostej drodze prawie się jej nie czuje dopiero na podjazdach znacznie zaczyna odczuwać się jej ciężar Ja miałem prawie 30kg.Dlatego uważam że dużo lepiej się sprawdza na wyprawach gdzie przeważają płaskie odcinki .
niedziela, 11 maja 2008
Podziękowanie
Chciałem tutaj podziękować wszystkim tym którzy przyczynili się do tego że moje marzenie nabrało realnego wymiaru.
Mojej rodzinie szczególnie mojej żonie Patrycji za to ze dzielnie znosiła trudy rozłąki oraz że wspierała mnie duchowo podczas wyprawy.
Bratu Wojtkowi za transport mnie i roweru do Warszawy .
Jackowi Inglotowi z Lublińca za doskonałe przygotowanie roweru do wyprawy i za cenne rady. Rodzinie i znajomym którzy trzymali kciuki za pomyślność wyprawy :-)!!!!
Wszystkim sympatycznym ludziom których spotkałem po drodze!!!
Dziękuje z całego serca !!!
Artur
Mojej rodzinie szczególnie mojej żonie Patrycji za to ze dzielnie znosiła trudy rozłąki oraz że wspierała mnie duchowo podczas wyprawy.
Bratu Wojtkowi za transport mnie i roweru do Warszawy .
Jackowi Inglotowi z Lublińca za doskonałe przygotowanie roweru do wyprawy i za cenne rady. Rodzinie i znajomym którzy trzymali kciuki za pomyślność wyprawy :-)!!!!
Wszystkim sympatycznym ludziom których spotkałem po drodze!!!
Dziękuje z całego serca !!!
Artur
Zakończenie
Po powrocie z Kiwusowa mam w sobie jedno uczucie które we mnie zostało.Ciesze się że mieszkam w Europie!!!.Wokół Nowej Zelandii jest w Polsce dużo mitów i nie prawdziwych informacji.Żeby nie być gołosłownym zapraszam na stronę ludzi którzy podróżowali przededemną ta trasą rowerami jakiś miesiąc wcześniej i potem jeszcze na Wyspie Północnej w sumie ponad 5000km w NZ rowerami www.wyprawa.vox.com
Ich opinia na temat Nowej Zelandii jest jeszcze bardziej drastyczna od mojej.:-)
Generalnie uważam swoją wyprawę za "prawie udaną" przed wyprawą zakładałem dotrzeć do Milford Soundu i do Nugets Point .Ale z kilku powodów mi to nie wyszło .
Sama Nowa Zelandia jest piękna ale mnie na kolana nie powaliła gdybym wcześniej nie podróżował np po Norwegii , Alpach lub gdybym w ogóle wczesnej nie podróżował pewnie tonął bym w ochach i echach .
Podróżowanie rowerem ma to do siebie że widzi się wszystko jak na dłoni nic się nie da ukryć.
NZ nie jest ani krajem nowoczesnym ani bogatym .To widać na każdym kroku.Nowo Zelandzkie wsie to temat na ciekawy artykuł :-)Generalnie uważam że nie różni się aż tak wiele od Polski (jest bogatszy dużo bardziej ucywilizowany) choć w Polsce ludzie mieszkają w dużo wiekszych domach i na polskich drogach jezdzi dużo więcej "lepszych bryk" niż w NZ . Przynajmniej na Południowej Wyspie na której byłem.Patenty w męskich kiblach z sikaniem pod ścianę na długo pozostaną w mej pamięci:-) ( ostatnio coś takiego widziałem będąc na Ukrainie pod koniec lat 80:-)Generalne wrażenie jakie mi pozostało jest oczywiście pozytywne , piękne parki narodowe , piękne góry , ludzie na ogół sympatyczni i uśmiechnięci choć nie zawsze.
Ich opinia na temat Nowej Zelandii jest jeszcze bardziej drastyczna od mojej.:-)
Generalnie uważam swoją wyprawę za "prawie udaną" przed wyprawą zakładałem dotrzeć do Milford Soundu i do Nugets Point .Ale z kilku powodów mi to nie wyszło .
Sama Nowa Zelandia jest piękna ale mnie na kolana nie powaliła gdybym wcześniej nie podróżował np po Norwegii , Alpach lub gdybym w ogóle wczesnej nie podróżował pewnie tonął bym w ochach i echach .
Podróżowanie rowerem ma to do siebie że widzi się wszystko jak na dłoni nic się nie da ukryć.
NZ nie jest ani krajem nowoczesnym ani bogatym .To widać na każdym kroku.Nowo Zelandzkie wsie to temat na ciekawy artykuł :-)Generalnie uważam że nie różni się aż tak wiele od Polski (jest bogatszy dużo bardziej ucywilizowany) choć w Polsce ludzie mieszkają w dużo wiekszych domach i na polskich drogach jezdzi dużo więcej "lepszych bryk" niż w NZ . Przynajmniej na Południowej Wyspie na której byłem.Patenty w męskich kiblach z sikaniem pod ścianę na długo pozostaną w mej pamięci:-) ( ostatnio coś takiego widziałem będąc na Ukrainie pod koniec lat 80:-)Generalne wrażenie jakie mi pozostało jest oczywiście pozytywne , piękne parki narodowe , piękne góry , ludzie na ogół sympatyczni i uśmiechnięci choć nie zawsze.
14 , 15 , 16 Marzec Christchurch-Sydney-Singapur -Londyn-Warszawa
Sigapur lotnisko Changi
Australia
Qantas" Spirit of Australia"- linia która leciałem aż do Londynu
Moje bambetle
CHC
CHC
CHC
CHC
Spędzam 2 dni w Chrictchurch szwendam się to tu tam , kupuje pamiątki dla rodziny .Próbuje załapać klimat miasta.:-)
Na kempingu obok mnie śpi koleś Nowo Zelandczyk który był w PL w latach 80 tych pyta mnie czy się coś u Nas poprawiło od tego czasu mówię mu że Pl jest w EU i to jest bardzo dobre dla Nas.
Załatwiam sobie jeszcze w sklepie rowerowym karton na rower.Koleś ze sklepu daje mi go za darmochę.
I takim sposobem 15 marca ruszam rowerem w ostatni 10 km odcinek jaki dzieli mnie od lotniska.
Po dotarciu na lotnisko dziękuje mojemu wiernemu towarzyszowi ( głaszcząc go ) że mnie przez te prawie 2000km tak dzielnie niósł :-) bez żadnej awarii!!! ( oprócz połamanego siodełka) :-)
Rozkręcam rower do kartonu mam jeszcze 4 godz. do odlotu wiec robię to powoli.
Po odprawieniu bagażu przechodząc przez bramkę gdzie są sprawdzane karty pokładowe , pani która mi to sprawdza nagle widząc mój paszport odpowiada mi po polsku !!!:-) hehe
Ucinam z nią kilku zdaniową pogawędkę okazuje ze jest tu od 4 lat i pochodzi z okolic Zielonej Góry!!:-))
Do Australii lot przebiega planowo , po wyładowaniu samolotu w Sydney okazuje się że samolot do Singapuru/Londynu ma 8 godzinne opóznienie wiec dostaje talon na papu do restauracji.
Czas na lotnisku płynie wolno dodatkowo jest upalnie jak to w Australii :-)
Na lotnisku spotykam też 2 Aborygenów , a juz myślałem że nie zobaczę ich a bardzo mi na tym zależało.:-)
Po załadowaniu się na samolot siedzę obok 2 Polek ;-) dzięki czemu ten ponad 20 godzinny lot do Londynu jakoś się trochę mniej dłuży.
Na Heatrow załatwiam następny samolot do Wawy wszystko od ręki , znowu dostaje talon na papu :-)
W samolocie z Anglii siedzę z bardzo wesołym kolesiem z którym wychylam po 4 piwka jest tak zabawny co chwila wybuchamy śmiechem przybijając piątki .Chwali polaków że są super kompanami do imprezowania:-)Po 4 piwie stewardessa już przy następnej prośbie o browar stanowczo odmawia:-)Lubię takie spontaniczne bibki w podróży:-)
W Wawie czeka na mnie już mój brat Wojtek , okazuje się też że nie doleciał mój rower, załatwiam więc formalności związane z dostarczeniem mi mojego przyjaciela do TG.
Australia
Qantas" Spirit of Australia"- linia która leciałem aż do Londynu
Moje bambetle
CHC
CHC
CHC
CHC
Spędzam 2 dni w Chrictchurch szwendam się to tu tam , kupuje pamiątki dla rodziny .Próbuje załapać klimat miasta.:-)
Na kempingu obok mnie śpi koleś Nowo Zelandczyk który był w PL w latach 80 tych pyta mnie czy się coś u Nas poprawiło od tego czasu mówię mu że Pl jest w EU i to jest bardzo dobre dla Nas.
Załatwiam sobie jeszcze w sklepie rowerowym karton na rower.Koleś ze sklepu daje mi go za darmochę.
I takim sposobem 15 marca ruszam rowerem w ostatni 10 km odcinek jaki dzieli mnie od lotniska.
Po dotarciu na lotnisko dziękuje mojemu wiernemu towarzyszowi ( głaszcząc go ) że mnie przez te prawie 2000km tak dzielnie niósł :-) bez żadnej awarii!!! ( oprócz połamanego siodełka) :-)
Rozkręcam rower do kartonu mam jeszcze 4 godz. do odlotu wiec robię to powoli.
Po odprawieniu bagażu przechodząc przez bramkę gdzie są sprawdzane karty pokładowe , pani która mi to sprawdza nagle widząc mój paszport odpowiada mi po polsku !!!:-) hehe
Ucinam z nią kilku zdaniową pogawędkę okazuje ze jest tu od 4 lat i pochodzi z okolic Zielonej Góry!!:-))
Do Australii lot przebiega planowo , po wyładowaniu samolotu w Sydney okazuje się że samolot do Singapuru/Londynu ma 8 godzinne opóznienie wiec dostaje talon na papu do restauracji.
Czas na lotnisku płynie wolno dodatkowo jest upalnie jak to w Australii :-)
Na lotnisku spotykam też 2 Aborygenów , a juz myślałem że nie zobaczę ich a bardzo mi na tym zależało.:-)
Po załadowaniu się na samolot siedzę obok 2 Polek ;-) dzięki czemu ten ponad 20 godzinny lot do Londynu jakoś się trochę mniej dłuży.
Na Heatrow załatwiam następny samolot do Wawy wszystko od ręki , znowu dostaje talon na papu :-)
W samolocie z Anglii siedzę z bardzo wesołym kolesiem z którym wychylam po 4 piwka jest tak zabawny co chwila wybuchamy śmiechem przybijając piątki .Chwali polaków że są super kompanami do imprezowania:-)Po 4 piwie stewardessa już przy następnej prośbie o browar stanowczo odmawia:-)Lubię takie spontaniczne bibki w podróży:-)
W Wawie czeka na mnie już mój brat Wojtek , okazuje się też że nie doleciał mój rower, załatwiam więc formalności związane z dostarczeniem mi mojego przyjaciela do TG.
Subskrybuj:
Posty (Atom)